#nasdwoje... to było 7 lat temu... zauważyliśmy jak ważne jest to "i"


7 lat temu dokładnie 6 sierpnia przyrzekliśmy sobie z Anią "Miłość, Wierność i Uczciwość" i dokładnie 7 lat temu postanowiliśmy rozpocząć najpiękniejszą przygodę naszego życia. Rozpoczęliśmy ją w święto Przemienienia Pańskiego nie wiedząc, za bardzo co nas czeka. Nie wiedząc, ale ufając. Choć nie. Z tym zaufaniem, to też nie tak do razu.




Zastanawialiśmy się od czego zacząć. Bo nasze początki były- jeżeli można tak to określić- w zasadzie całkiem standardowe. Czy było fajnie? Było. Choć jak się okazuje, to było tylko preludium do tego co nas miało czekać. Preludium do tego życia w pełni, czy jak to mówił nieodżałowany ks. Jan Kaczkowski do życia na pełnej petardzie.

Teraz widzimy wiele rzeczy bardzo wyraźnie. Widzimy sens wielu rzeczy, które do pewnego momentu wydawały nam się sensu w sumie pozbawione, czy przeciwko którym, gdzieś tam w głębi serca się buntowaliśmy. Ale jest też coś, co jest w tym wszystkim najważniejsze. W całym naszym bałaganie, który nam się narobił, odkryliśmy na nowo sens wiary. Sens, wartość, ale przeogromną siłę, jaka z niej płynie.



Takim początkiem naszego prawdziwego nawrócenia- które jest ciągłym work in progress- było oczekiwanie na przyjście  na świat naszego synka Antka. To przyjście jak się okazało wywróciło nasze życie do góry nogami i pokazało jak bardzo jesteśmy zależni od Boga i jak bardzo dosłownie każdy element naszego życia jest on Niego zależny. Jedni nazywają to zbiegiem okoliczności; zrządzeniem losu dla nas, wszystko co dzieje się w naszym życiu, zostało dość precyzyjnie zaplanowane. To jest właśnie to "i".

Zauważyliśmy z perspektywy czasu, że to "i" to nie jest dodatek do naszego małżeństwa, ale to "i" jest całkiem konkretnym spoiwem. Takim elementem, który składa naszą całą rodzinę w jedną całość. Czy przyszło nam to łatwo? Nie. To nigdy nie przychodzi łatwo, bo jest to po ludzku oddaniem swojego życia Komuś innemu. To jest w pewnym sensie rezygnacja z robienia za wszelką cenę po swojemu. Ale z perspektywy czasu, On z wszystkiego wyciąga dobro. Z wszystkiego. Nawet jeżeli na pierwszy rzut oka wydaje się to kompletnie pozbawione sensu, On widzi w tym sens i potrafi z największego bałaganu zrobić coś dobrego.



Wrzuciłem niedawno wpis na instagramie. W sumie, to były takie myśli przy okazji słuchania XVIII Symfonii Gustava Mahlera. Fragment rozpoczynający całą Symfonię, to hymn Veni Creator Spiritus uświadomił mi, że Duch Święty wchodzi w nasze życie w dwojaki sposób. W życiu niektórych lekkim muśnięciu wiatru, w tym lekkim powiewie. Jednak w życiu drugiej grupy (do której pewnie ja należę) lekkie muśnięcie łaski jest niewystarczające. Tu potrzeba turbo huraganu, który zmiecie cały życiowy i duchowy bałagan... U nas to pomogło. Jest lepiej. Wam życzymy tego samego. Bóg jest Dobry. Pięknego wieczoru/ dnia/ weekendu ;-)

PS. Wszystkie użyte tutaj zdjęcia zrobił mój tata Marek Szykor ;-)




Komentarze

nasze instagramy

@nasdwojei i @tatanasdwojei