#KościółOdŚrodka Przecież chodzi nam o to samo, czyli o to, co na końcu...


Bardzo często wracam od tematu, który jest dla mnie i z tego co zauważyłem nie tylko dla mnie takim punktem zapalnym. Teoretycznie wszystkim chodzi o to samo, ale praktycznie drogi dojścia do celu są różne... czy jest jednak ta jedna jedyna właściwa? Zdecydowanie jest. 




Nie tak dawno przeczytałem genialny fragment u Szymona Hołowni w Holyfood

Liczenie na to, że Kościół odnowi dziś kardynał Nycz, Tomasz Terlikowski, tradycjonaliści, Hołownia, biskup Ryś czy Cejrowski, jest absurdem. Kościół uratować może tylko Jezus Chrystus. Więc albo natychmiast wszyscy zajmiemy się Nim (i tylko Nim), w Niego będziemy gapić się jak w latarnię morską, gdy naszym statkiem rzuca na prawo i lewo, albo skończymy na skałach, a dla naszych wnuków będziemy kulturową ciekawostką, umiejscawianą obok spaghetterian i wyznawców thetana.

W sumie to tak trochę jest. Mam wrażenie, że pogubiliśmy się sami w tym wszystkim i dużo chętniej dyskutujemy o suspendowanym (trudne słowo) Wojciechu Lemańskim, ks. Bonieckim, księżach w ogólnym znaczeniu, Tygodniku Powszechnym zapominając Kto jest, czy może Kto powinien być w centrum. Nie twierdzę, że na inne tematy nie warto rozmawiać. Zdecydowanie warto, tym bardziej, że przy okazji zawsze możesz być zaatakowany, że ten twój Kościół to taki to niby tolerancyjny, a księdza Bonieckiego to znowu zakneblowali. Albo Ci księża to tacy święci niby a każdy ma na boku kochankę. Potem jest jeszcze standardowy zestaw z aborcją i mieszkaniem przed ślubem. Nie twierdzę, że to nie są poważne tematy, bo są i o nich również porozmawiamy. Rzecz jest w tym, że zdecydowanie za rzadko rozmawiamy o Jezusie. Nie tyle rozmawiamy, co wręcz stawiamy się często na jego miejscu. Każdy z nas otrzymuje dar rozwiązania języka, jeżeli zaczynamy rozmawiać o wierze. O księżach; konkretnej wspólnocie, in vitro, aborcji, eutanazji, pedofilach, homoseksualizmie, mieszkaniu przed ślubem i sąsiadach. Dosłownie istny słowotok. I jeszcze moje ulubione:

- Bo wiesz, chodziłbym do Kościoła, ale nie zgadzam się z tym co słyszę w Kościele. 
- Ok, ale z czym konkretnie?
- No z tym co Ksiądz mówi o aborcji/ polityce/ in vitro (niepotrzebne skreślić)i z tą hipokryzją. Bo wiesz, Ksiądz to ma Kochankę i dzieci na boku i kupę pieniędzy... 
- Szkoda, że poznałeś takich Księży. Możesz przyjść do mojego Kościoła, ja na Księdza nie narzekam. Słuchaj jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że masz dookoła kilka, jak nie kilkanaście Kościołów i nie wierzę, że wszędzie są źli Księża.

Nie tak dawno słyszałem, na mszy podsumowującej liczenie parafian, jak jeden z Księży groził, że nie wolno chodzić na msze do innych parafii, bo ten churching to zło i w ogóle. Bzdura. Po części, bo ja akurat identyfikuję się z moją Parafią, choć przyznam szczerze, że będąc na dwuletniej emigracji poza Poznaniem było mi bardzo daleko do identyfikowania się z tą parafią obok której mieszkałem (tam był właśnie ten Ksiądz od churchingu) i przy każdej możliwej okazji wybierałem sąsiednie parafie. Dlaczego? Cóż. Mając dwie opcje, albo wściekać się przez pół Eucharystii, że Ksiądz zmarnował Kazanie na opowiadanie, że znowu zbiera na złocone fotele albo w spokoju słuchać Ewangelii i podczas Kazania usłyszeć coś ciekawego, wybierałem zwykle tę drugą opcję.

I to właśnie mnie osobiście denerwuje najbardziej. Marnujemy czas na bzdury, zapominając o Nim... 

Komentarze

nasze instagramy

@nasdwojei i @tatanasdwojei