Chrzcimy... czyli dlaczego zdecydowaliśmy się na Chrzest Święty i kilka innych myśli o Sakramentach.


No dobra, jeszcze nie Ochrzciliśmy naszego juniora, ale ma to swoje uzasadnienie i jest to efektem jakiejś przemyślanej strategii. Tak czy inaczej, tak samo jak z pierwszym postanowiliśmy tak i młodszy, będzie miał Chrzest Święty, bo jakby nie patrzeć jest to dla nas bardzo ważne.
Żeby było jasne. Nie mamy zamiaru nikogo w tym momencie ustawiać i osądzać. Ania w tej materii jest taką samą konserwą jak ja (czyli jasne, że Chrzcimy), ale przynajmniej ja do tego mam też pogląd, że jeżeli rodzice są osobami niewierzącymi, i rezygnują z pełną świadomością z Chrztu Świętego (i nie jest to powód w stylu, bo nie lubię Księży), to ok. Każdy ma prawo układać swoje życie, jak się jemu podoba. A od oceniania całokształtu jest Ktoś inny i tego się tu trzymajmy.

Chrzest- jak każdy inny Sakrament- jest dla nas pewnego rodzaju pokazaniem naszego światopoglądu i naszej Wiary, która jest jaka jest, bo do ideału jej na pewno jeszcze wiele brakuje, ale się staramy. Nikomu nie chcę narzucać swojego zdania, choć jeżeli z kimś rozmawiam to staram się dość czytelnie wyartykułować to co myślę. Wkurza mnie natomiast co innego i to nie tylko w kwestii samego Sakramentu Chrztu, ale bardzo ogólnie w kontekście wszystkich Sakramentów i generalnie Wiary.

Po pierwsze dlaczego decydujemy się Chrzcić.

Dlatego, że my wierzymy i podchodzimy bardzo naturalnie do kwestii Kościoła. Staramy się być co niedzielę z dzieciakami w Kościele- jeżeli pozwala nam na to pogoda- i chcemy, żeby dzieci wiązały ten dzień z Kościołem. Nie biorę też poważnie argumentu do siebie, że być może lepiej już zostawić ten Chrzest i Kościół dziecku i niech sobie samo decyduje. Idąc analogicznie tym samym tropem myślenia, to może warto pozwolić dziecku decydować czy chce chodzić do szkoły?  Ale najważniejsze, wierzę, choć przyszło mi to z jakimś trudem, że Chrzest jest fizycznym znakiem zmycia Grzechu Pierworodnego. Wierzę, bo na logikę, jest mi to trochę trudno przyjąć... bo co może mieć na sumieniu to kilku miesięczne dziecko... To akurat logiczne dla mnie w żaden sposób nie jest.

Po drugie wkurza mnie argument, na zasadzie bo co powie rodzina.

Sorry, jeżeli kogoś urażę, ale strasznie irytuje mnie argument na zasadzie: Tak bierzemy ślub kościelny, bo co powie rodzina. Albo analogicznie Co nam szkodzi Ochrzcimy, bo co potem ciotki powiedzą. Kurde, jesteśmy dorosłymi ludźmi czy nie? KAŻDY Sakrament był i jest dla nas Świadomą decyzją, którą podejmowaliśmy w oparciu o nasze wartości i z pełnym przekonaniem, że jest to dla nas szalenie ważne, żeby w tym wszystkim co robimy było miejsce dla Boga. To proste jak budowa cepa. Mam to szczęście, że moja rodzina ta bliższa i dalsza jest w większości bardzo konserwatywna, jeżeli chodzi o wiarę, ale w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nikomu- przynajmniej tak to odbieram- nic nie narzucamy, ale jeżeli trzeba powiemy od siebie kilka słów. Tak to też właśnie wyglądało jak na Chrzcie, moja Mama Chrzestna i ciocia prywatnie, podeszła do wózka i zerwała nam wstążeczkę z wózka- tę co to się ją niby na szczęście wiesza. Chyba czerwoną. Zrywając powiedziała, że Sorry, że Wam się wtrącam, ale... szczerze mówiąc chciałem to zrobić sam, ale zapominałem zwykle i nie zwracałem już później na to uwagi. Ale właśnie takie pozornie pierdoły też powinny być dla nas ważne. Skoro jest powiedziane, Nie będziesz miał cudzych Bogów przede mną to jest to na tyle klarowny przekaz, że nie wymagał dalszego komentarza. Ale to było w stosunku do nas, żeby nie było, że Ciocia lata po Kościele i wszystkim wstążki zrywa. Natomiast mam też kuzyna, który jest osobą niewierzącą. Ale nie na zasadzie, bo mu się nie chce, tylko z przekonania. Więc dla niego jest rzeczą oczywistą, że jeżeli weźmie Ślub, to będzie to tylko ślub cywilny. I ok. Szanuję to w dużo większym stopniu, niż odklepanie Kościelnego, bo tak wypada. Jeżeli kiedykolwiek by mnie zapytał, czy brać ślub Kościelny, opowiedziałbym mu po prostu, dlaczego ja wziąłem i dlaczego jest to dla mnie takie ważne, ale nie narzucał mu swojego zdania, jako jedynie słusznego.

Wracając do Chrztu Świętego, bo odbiegłem od tematu. Bardzo poważnie biorę też sobie do serca, to co jest w trakcie całej Mszy mówione. Podczas Chrztu padają słowa, czy CHCECIE WYCHOWAĆ W WIERZE i podobna kwestia do Chrzestnych. Dlatego jestem tak cięty na argument bo tak wypada. Nie. To jest Świadoma decyzja niosąca ze sobą całe dobrodziejstwo, że tak powiem inwentarza. Czyli pokazywanie dziecku, że My wierzymy, tym jacy jesteśmy, no i robimy to w najlepszym stopniu w jakim tylko umiemy, choć też powiedzmy sobie- żeby też nie wyszło zaraz, że my tu idealni jesteśmy, że nie zawsze na to się udaje. I tak samo dobieraliśmy Chrzestnych. Nie na zasadzie, bo ten jest fajny, tylko pierwszym argumentem, był ten, jaki konkretna osoba ma stosunek do Kościoła. Czyli, reasumując bierzemy te Sakramenty takie jakie są na serio.

 Po trzecie wkurza mnie gadanie...

Ten to nie Ochrzcił, to pewnie Jehowy. Nie wiem, tak na marginesie, dlaczego do Jehowych przylgnęła łatka niewierzących... skoro oni są akurat wierzący, a My Katolicy, w przynajmniej jednej kwestii, powinniśmy się od nich uczyć. No dobra w dwóch. Po pierwsze, czy spotkaliście kiedyś smutnego Jehowego? Oni opowiadają o swojej Wierze z pasją i przekonaniem, czego im miejscami zazdroszczę. A po drugie... dostają dziennie tyle banów a z drugiej strony znajdują w sobie siły, żeby rozmawiać z ludźmi na ulicy o wierze, nawet niech to będzie jedna dwie osoby dziennie stoją i zagadują. W naturalny sposób. Nie okładają nikogo argumentami, że My to wszystko wiemy i jesteśmy najlepsi, tylko chcą pogadać. To jest fajne i za to ich szanuję... choć wkurzają mnie czasem jak lecę do domofonu z Michałkiem na rękach, ciągnąć jednocześnie za sobą trzymającego się mojej nogawki Antka i słyszę, o staczającym się świecie, albo pytanie czy jestem szczęśliwy... bo oni jak na złość przychodzą w sobotnie przedpołudnie.

No dobra ale co z tym gadaniem. Właśnie to gadanie, że:  no weź, bo co powiem Cioci jak się spyta kiedy Chrzcicie sprawia, że często wyłączamy myślenie. Skoro ktoś jest niewierzący z przekonania a nie z lenistwa, bo się nie chce tyłka w niedzielę ruszać to zacznijmy od tego, że powiemy, że dla Nas to, to i to jest ważne, a nie od razu z grubej rury. Lepiej dać świadectwo niż od razu moralizować... I warto też odpowiedzieć sobie na pytanie, czym jest, czy może czy ma być dla mnie ten Chrzest, skoro po Chrzcie Święty, kolejna wizyta w Kościele, jest na rok przed Pierwszą Komunią Świętą, bo Ksiądz kazał chodzić i są karteczki.

Po czwarte, najlepszą lekcją Wiary jest to, jacy jesteśmy.

Zastanawiałem się, dlaczego ja wierzę. Czy miałem w życiu taką sytuację, w której czułem się zmuszany do chodzenia do Kościoła, albo czułem, że Wiara jest mi na siłę narzucana przez moich rodziców. No i dochodzę do wniosku, że jednak nie była mi narzucona. Ona była w wykonaniu moich rodziców tak pięknie naturalna, że była cały czas częścią naszego rodzinnego życia. Czy były gorsze momenty? Było ich bardzo dużo. W zasadzie cały czas są. Zarówno z mojej strony (bo potykam się każdego dnia) jak również ze strony ogólnie pojętego Kościoła (np. kiedy słyszę, że za mniej niż 50 zł ksiądz nie odprawia mszy, co najwyżej może się pomodlić podczas nowenny). Dlatego cieszę się, że trafiłem do takiego Kościoła i takiej wspólnoty, w której jest mi na serio bardzo dobrze. Jednak to wszystko nie jest ważne, bo najlepszym świadectwem o nas, jest to jacy jesteśmy nie od Święta, ale w życiu codziennym. I to właśnie jest dla mnie w kontekście Chrztu Świętego najważniejsze. Jaki sens ma sam Sakrament, jeżeli nie jest on szczerym wyznaniem Wiary? Mało tego jeżeli nie jest codziennym wyznawaniem tej Wiary...  

Pozdrawiam serdecznie
Mikołaj

Komentarze

nasze instagramy

@nasdwojei i @tatanasdwojei