Usłysz...


Myślę, że jest to czas, żeby napisać Tobie o moim nowym projekcie. Napisać coś więcej i może nawet nieco wyprzedzić powstające podcasty. Dla mnie będzie to pewnego rodzaju ułożenie tego, o czym będę chciał mówić, dla Ciebie- być może- pewne zaproszenie do wejścia ze mną w nowy projekt. Projekt, który od dłuższego czasu siedzi mi bardzo mocno w sercu i zapala się jakby coraz mocniej. 

Bo widzisz siedzi we mnie przekonanie, że za bardzo zaczęliśmy się w kościele przejmować rzeczami drugorzędnymi...  w wielu kazaniach (zwłaszcza chętnie słuchanych w kręgu ultrakonserwatywnym) pojawiają się kwestie dotyczące tego, że covid nie jest zagrożeniem, że nie trzeba się nim przejmować, że nie powinniśmy słuchać tych, którzy mówią o potrzebie noszenia maseczek (tu góruje nad wieloma ks. Guz). Czasem słyszymy, jaka to krzywda spadła na tych biskupów, którzy nienależycie sprawowali swoje obowiązki w kwestii ochrony młodych przed pedofilami, a kiedy już wyszły na wierz podejrzenia, to rozciągali często parasol ochronny nad sprawcami (chociażby wszystko wskazuje na to, że taki parasol był rozciągany nad nieżyjącym już ks. Dymerem) i teraz (każdy normalnie krzyknie w końcu) zostali należycie (chociaż moim zdaniem nie do końca adekwatnie) ukarani (niedawna laudacja i jednoczesny atak na prymasa Polaka i jednocześnie papieża Franciszka na pogrzebie bp Janiaka wygłoszona przez brata zmarłego- również duchownego- jest tego najbardziej jaskrawym przykładem, albo skandaliczne słowa o. Rydzyka)... chociaż i są takie przypadki, gdzie biskup odnalazł się był na wygnaniu jak ryba w wodzie i nawet został sołtysem (czego zakazuje prawo kościelne, ale kogo by to obchodziło). Czasem możemy usłyszeć, jak demoniczny okazuje się papież Franciszek, albo jak wielkim zagrożeniem są Żydzi (tu w swoich pomysłach króluje i ks. Guz i ks. Koczwara- ten drugi znany również ze skandalicznego kazania dotyczącego rozliczania pedofilii- kazanie pojawiło się na chwilę na youtube- kanał Tylko prawda jest ciekawa II, po chwili zniknęło... skoro prawda i tylko prawda, ciekawe, dlaczego zniknęło- dodam, że urywki tej skrajnie idiotycznej wypowiedzi można na yt znaleźć). Super. 

Ustalmy sobie jedną rzecz. Pełna zgoda, wiele z tych kwestii to rzeczy absolutnie dzisiaj ważne i potrzebne (chociażby rozliczenie całości zaniedbań ws. pedofilii w kościele), ale tym całe szczęście zajmują się osoby kompetentne (chociażby Zbigniew Nosowski, czy nagłaśniający temat Tomasz Terlikowski i Piotr Żyłka)... kazania nie są tu odpowiednim miejscem, zarówno na wyjaśnianie, jak i obronę. Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi...

Mam też taką myśl, że gdyby księża wkładali taki wysiłek w prawdziwe głoszenie Słowa, co w obronę i nieudolne tłumaczenie zaniedbań (bo tu nie ma co tłumaczyć, konieczne jest stanięcie w prawdzie), to kościół w Polsce by płonął od Ewangelii. 

Dlatego tak bardzo we mnie zapaliła się lampka, że aby cokolwiek zmienić, naprawić, aby zapalić siebie i dzięki temu o czym chcę mówić i pisać, chociażby jedną osobę, to musimy zwrócić się w stronę Pisma Świętego. Wyjść od absolutnego początku... i jakoś tak się układa, że cały czas stają mi w myślach, takie fragmenty z Pisma, które bardzo wprost o tym mówią.

Od razu muszę też powiedzieć jedną rzeczy i przeprosić, tych, którzy moją egzegezą poczują się zniesmaczeni (mam też doświadczenie, że wielu katolików z odłamu konserwatywnego uważa, że samemu nie można czytać Pisma Świętego, i tak to trwa do dziś, a oni sami poza nielicznymi wyjątkami , kiedy raz/dwa razy w ciągu roku czytają Pismo, to traktują jako ozdobny artefakt, który stoi zakurzony na półce- cóż ich wybór- co prawda niezgodny z tym, co czytamy w Piśmie Świętym, ale każdy ma prawo do przeżywania wiary po swojemu) Nie jestem teologiem, ani biblistą, jednak w pewnym momencie swojej relacji z Bogiem, poczułem w sobie takie pragnienie, żeby jak najbardziej, jak najmocniej poznać Słowo. Żeby wejść w Nie jak najdokładniej, dosłownie zanurzyć, się, czy napełnić Nim się. Poczułem też w sobie taką myśl, że skoro mi samemu takich podstaw brakowało- i to mimo uczestniczenia w przygotowaniach do Sakramentów, lekcji religii, to takie poczucie i pragnienie może mieć więcej ludzi podobnych do mnie. Zacząłem więc systematycznie szukać różnych tłumaczeń Biblii, komentarzy, wprowadzeń, wersji krytycznych... zacząłem wchodzić w głąb i odkrywać absolutnie nowe znaczenia historii, które praktycznie znałem na pamięć, zacząłem je widzieć w nowej perspektywie. Postanowiłem, że chcę się tym podzielić i być może pomóc komuś w poznaniu Słowa, w usłyszeniu tego co mówi w Słowie do każdego z nas Pan Bóg. 

Widzisz, mam diametralnie inne podejście do poznawania Pisma Świętego niż pewien odłam kościoła uznający, że czytanie to prawo wyłącznie osób duchownych. To nie jest tak, że jest ono zarezerwowane dla wybranych i obeznanych z tematem. Jasne, cenię bardzo komentarze biblistów, egzegetów, to wszystko niesie ze sobą ogromną wartość i pomoc, ale czytanie Pisma Świętego ma sens o ile niesie ze sobą chęć wejścia w osobistą relację. Kiedy zgłębiasz, poznajesz, dotykasz, czujesz, kiedy zanurzasz się... podejście rezerwujące czytanie i poznawanie Pisma wyłącznie dla kręgów duchownych, sprawiło, że cofnęliśmy się w tym temacie i kilkadziesiąt lat. Zobacz, kiedy rozmawiasz z protestantem, świadkiem jehowy, oni cytują Pismo z pamięci... czy jako katolicy potrafimy tak samo?  Rozumiesz o co mi chodzi? Globalnie w kościele katolickim zatraciliśmy relację ze Słowem ograniczając poznawanie Go do Eucharystii i maks kilku uroczystości (Boże Narodzenie i Wielkanoc), kiedy czytamy dwa razy w roku Pismo Święte w domu... to chyba nie tak. 

Bez czytania Pisma Świętego, nie zbudujemy relacji z Jezusem, nie poznamy Go... co za tym idzie odrzucamy możliwość poznania Jezusa, a idąc dalej Boga Ojca i Ducha Świętego. Tracimy więc coś, co jest absolutną podstawą. A skoro tracimy podstawę, to w jaki sposób mamy iść dalej i głosić? Jak mamy spełniać misję, do której powołany jest każdy z nas? 

W Księdze Ezechiela (Ez 3, 1- 3), jest taki moment, który bardzo mocno mnie poruszył. To właśnie on obudził we mnie pragnienie, aby zająć się tym wejściem w głąb:

"Synu człowieczy!- usłyszałem.- Zjedz to, co przed sobą widzisz. Zjedz ten zwój i idź, przemawiaj do domu Izraela. A gdy otworzyłem usta, podał mi ten zwój do zjedzenia. Synu człowieczy- powiedział do mnie- nakarm swoje ciało i napełnij swoje wnętrze tym zwojem, który ci podałem."

Na początku, to brzmiało dla mnie totalnie odlegle, absurdalnie, ale mimo to ten fragment zaczął pracować we mnie do czasu, aż sobie uświadomiłem, że to jest właśnie Słowo do mnie. Słowo, w którym jest dokładna instrukcja tego, w jaki sposób mamy czytać i badać Pismo. Ono ma być jak pokarm, jak coś, co sprawia, że żyjemy... coś czym karmimy się codziennie... Rozumiesz? 

To jest właśnie klucz do czytania, którego do tej pory szukałem. 

"Napełnij swoje wnętrze"

Dlatego właśnie postanowiłem się podzielić tym, co sam odkryłem- tym bardziej, kiedy uświadomiłem sobie, że ja sam tego nigdzie w kościele nie doświadczyłem przez lata uczestniczenia w nim. Kilkukrotnie wrzucałem też w mediach społecznościowych ankiety na ten temat i faktycznie zauważyłem, potrzebę stworzenia takiego miejsca. 

Dodatkowo odkryłem, że o ile faktycznie jest coraz więcej treści chrześcijańskich to na katolickich social mediach jest mimo wszystko mało na temat Pisma Świętego. Kosmiczną robotę robią tutaj bracia protestanci, którzy już od lat mega aktywnie wykorzystują przestrzeń internetu. My jednak- mam takie wrażenie- przez lata przegapiliśmy w Polsce możliwość stworzenia takiej przestrzeni... (poza o. Szustakiem, projektem Pogłębiarka Daniela Wojdy, Mikołajem Kapustą z dobranowina.net. Skupiliśmy się na- i niestety w polskim kościele funkcjonuje to nadal dobrze- straszeniu internetami, dżenderami, szatanami wychodzącymi z komputerów i telefonów...  o właśnie a może masz ochotę na mały przegląd strachów, jakie nadal funkcjonują w katolickich mediach i samym kościele?

No to tak:

- Żydzi- to temat rzeka, ale zauważyłem, że coraz częściej i więcej poświęca się różnym teoriom spiskowym, różnym wymysłom... taki pierwszy z brzegu, że Żydzi wzbogacili się na pandemii, że ogólnie to oni wszystko sprytnie wywołali a do tego, jakby było mało oni ogólnie światem rządzą... bankami, gospodarką, nawet w kredytach frankowych maczali palce. W sumie byłoby to nawet i śmieszne, gdyby nie to, że takie meandry głoszą ludzi dorośli- uważający się za dojrzałych. Aha i generalnie, to teraz trzeba naszego kościoła i ogólnie Polski bronić przed Żydami, bo jak nie my to kto... i tu też zagadka, ale o tym nieco niżej. 

-Covid- chyba bardziej wyobraźniogenny obecnie niż Żydzi, dżenderzy i emigranci razem wzięci. Okazuje się, że covidu nie ma, wszystko wymyślili tajni żydowscy agenci, i nie ma co się niczym przejmować. Kościół okazuje się być bowiem strefą, gdzie covid nie dociera. Przy wszystkich wątpliwościach, jakie sensowni ludzie często wyciągają, to kreatywność kościelnych specjalistów od epidemii- tu absolutnie najwyższym autorytetem w dziedzinie jest ks. Guz (z tego co kojarzę filozof, ale obecnie wirusolog), absolutnie przeszła wszelkie granice logiki i sensu. Tu taka ciekawostka, bo wielokrotnie podnoszona jest Boska wszechwładza nad covidem, że na Mszy nie można zarazić się covidem, a już tym bardziej, podczas komunii dawanej w sposób tradycyjny- to znaczy do ust. A nawet jeżeli, to Bóg dokonuje zbiorczego cudu i podczas przeistoczenia wybija wszystkie bakterie (te słowa nie moje, ale zasłyszane). Super, jasne, że wierzę we wszechmoc Boga, jest tylko jedno ale... okazuje się bowiem, że ta wszechmoc w sposób tak samo cudowny się kończy, kiedy trzeba bronić się przez Żydami, dżender i lgbt. Tu już cuda nie działają... a i to samo dotyczy się emigrantów. Na nich  już moc nie działa. Aha i jeszcze jedno z Guza. Pamiętajcie, jak zacznie się kolejny lockdown, to nas katolików on nie dotyczy, bo my chodząc po mieście służymy Bogu, a policjanci i cała reszta stosująca się do obostrzeń są w służbie diabła. To tak, żebyśmy mieli jasność. Ewentualne mandaty i wezwania do sądu ogarnie ksiądz Guz, który tak ochoczo zachęca do łamania wszystkich obostrzeń. 

-szatańskie zabawki- to temat, który pojawia się raz na jakiś czas przy okazji różnych rekolekcji- albo podczas dyskusji o halloween. Okazuje się bowiem, że maskotka Hello Kitty, jest szatańska i to nie wcale dlatego, że niesie ze sobą jakieś treści, ale dlatego, że nie ma ust... przyznacie, że iście szatański to pomysł. Nie wiem, czy mogę tu wspominać o samej postaci Harry'ego Pottera, bo może okazać, się, że i mi i Tobie drogi czytelniku spłonie monitor, już na samo wspomnienie, albo sam będziesz musiał go spalić, jak niektórzy palili książki J. K. Rowling, to jednak muszę trochę się zatrzymać. Widzisz. Mam to szczęście, że moi synowie akurat nie pałają uczuciem, do Hello Kitty i nie przerabialiśmy jakoś mocno tego tematu, jednak, dla mnie jest to lekka przesada. Jak wytłumaczysz dziecku, że ta zabawka jest satanistyczna? Jeżeli wierzymy, że Bóg kasuje wirusy, to znów, przestrzeń kreskówki jest jakimś wyłączeniem? Serio nie bardzo mogę to zrozumieć. Mam takie wrażenie, że w tych naszych strachach zaszliśmy za daleko, bo potrafimy bać się zabawkami, a jednocześnie społecznie wmawiać, że pechowy jest piątek 13-go, czy przypinać do wózka wstążeczki, że to niby ma w czymś pomóc (i w tym miejscu serdecznie dziękuję za zwrócenie na to mojej uwagi, mojej mamie chrzestnej, która zerwała z wózka Antka właśnie tą wstążeczkę)

- dżenderzy i lgbty- ustalmy coś na samym początku, wzywanie do poszanowania nie jest tym samym co bezwarunkowa akceptacja. Nie o sam problem chodzi. Chodzi raczej o zwalanie winy na wszystkie zła tego świata właśnie na gender. Mało młodych gender. Strajk kobiet- gender; osądzanie pedofilii- gender; coraz mniej na lekcjach religii- gender. Wszystko gender. To straszenie niesie ze sobą niestety też negatywne skutki, bo o ile pierdyliard razy słyszałem- zwłaszcza z ust proboszcza w małej wsi- o gender, to praktycznie ani razu nie usłyszałem rozwinięcia treści. Wiesz, to działa na zasadzie, jakby samo określenie gender ucinało pole do jakiejkolwiek dyskusji i niosło tak negatywne i definitywne przesłanie, że aż strach rozmawiać. Nic dziwnego, że patrzą na nas jak na oszołomów, którzy za bardzo nie rozumieją w ogóle czym jest gender. Gdyby ktoś zadał sobie trud i poczytał na ten temat... ale nie ma w sumie o czym mówić. Skoro ksiądz mówi, że gender, to gender, tfu, dżenderzy. 

- mięsko w piątek... to jest straszenie level hard. Bo jak zjesz mięsko w piątek, to wybuchnie piekło i zaleje cię gorąca lawa. A tak serio, zauważyłem, że w kręgach kościelnych bardzo mocno potrafimy oceniać i definiować ludzi przez pryzmat jedzenia/ niejedzenia mięsa. A bo jak jesz, to już jesteś złym człowiekiem. Nie wiem, czy to nasze katolickie społeczeństwo jest tak niedojrzałe, czy my na serio uwierzyliśmy, że cały świat dookoła jest katolicki? Chyba już czas już przejrzeć na oczy i uświadomić sobie, że nie każdy musi wyznawać te same wartości, tym bardziej, że ten piątkowy post totalnie dzisiaj zatracił rację bytu. Wytłumaczcie mi proszę co to za post, jeżeli zamiast mięsa możesz zjeść trzy razy droższą rybę, albo dajmy na to krewetki...  chociaż, akurat przyznam, że dla mnie krewetki są jednak pewną formą umartwiania, bo szału dla mnie nie robią, ale mam nadzieję, że się rozumiemy. W takiej formie w jakiej ten piątkowy post funkcjonuje dzisiaj, on totalnie traci rację bytu. 

- jak nie przyjdziesz do kościoła to nie dostaniesz zaliczenia... jeszcze wyższy level hard. Lubimy te karteczki. Wszędzie karteczki. Komunia, bierzmowanie, ślub, pisałem o tym milion razy, ale napiszę po raz kolejny. Uwaga. Pokazuję i objaśniam. KARTECZKI SĄ TOTALNIE BEZ SENSU i NIE SĄ WYZNACZNIKIEM RELACJI Z BOGIEM... nie wiem, ile jeszcze lat musi minąć, żebyśmy w kościele to w końcu pojęli. To taki trochę artefakt łechtający ego księży, którzy nie mają jakigkolwiek pomysłu na pokazanie młodym czy jest szczera i prawdziwa relacja z Bogiem. Mam genialny case. U Ani jest ksiądz, który bardzo lubi karteczki... różańce, majowe, Msze niedzielne, spowiedź... non stop karteczki... a różaniec to minimum ileś tam razy... ale jak młodych nie było tak nie ma. Pal licho, że niektóre karteczki, to totalna lewizna, podkładana kościelnemu przez kolegów, albo przychodzenie pod koniec błogosławieństwa i wchodzenie boczny wejściem, albo stanie pod bramą... to odkładam na bok, bo jeżeli po bierzmowaniu, młodzi cieszą się, że będą mieli spokój i do proboszcza i od księdza, to powiedz mi, czy serio widzisz dalej sens takiego prowadzenia? No, ale są książeczki, są podpisy, ksiądz pozbiera, da biskupowi, i każdy zadowolony. Młodzi bo mają spokój, a proboszcz, bo pokazał, że dobry jest w te klocki. Najgorsze jest to, że marnujemy sakrament... marnujemy moc Ducha Świętego i tracimy młodych, którzy potrafią, jak nikt inny iść i z entuzjazmem i szczerością głosić Ewangelię rówieśnikom.

Taki krótki ogląd sprawy, daje do myślenia i potwierdza moje widzenie... w tych "nauczaniach", rekolekcjach, kazaniach, straszeniach nic o Piśmie Świętym. Nie wiem, czy na serio na rekolekcjach, w kazaniach, nie możemy słyszeć o Piśmie Świętym? Czy to tak trudne, czy może mało atrakcyjne, w stosunku do covidowych odkryć naszych kościelnych wirusologów, albo dżenderzystów. 

No i właśnie dlatego poczułem w sobie potrzebę, wyjścia z tym tematem, poszukania , wejścia w głąb, poszukania i stworzenia przestrzeni totalnie wolnej od tego, czego możemy dowiedzieć się z innych mediów, takiej, która otworzy Pisma. Jeżeli jesteś zainteresowany, to zapraszam Cię już teraz do śledzenia moich socjalmediów, tam niedługo pojawi się info o projekcie #usłysz... 

Tymczasem, cieszę się, że dobrnąłeś ze mną do końca :-)

Błogosławię i do usłyszenia +


Mikołaj

Komentarze

nasze instagramy

@nasdwojei i @tatanasdwojei