Jak skutecznie zniechęcić dziecko do gry na instrumencie, czyli Kochanie, zrobimy z naszego synka geniusza muzycznego.


Powodów dla których rodzice wymyślają dzieciom zajęcia muzyczne jest co najmniej kilka. Po pierwsze niezrealizowane marzenie rodzica, po drugie chęć zaszpanowania w środowisku, po trzecie chora ambicja, po czwarte chęć by dziecko liznęło sztuki wyższej, po piąte chęć rozwoju intelektualnego, po szóste miłość do muzyki oczywiście rodzica a po siódme muzyka ma być formą spędzania wolnego czasu. A jak to wygląda z punktu widzenia dziecka? I w końcu, jak to wygląda z punktu widzenia nauczyciela... Staliśmy po obu stronach barykady... teraz stając się rodzicami dołączyliśmy do tej trzeciej grupy tych co zmuszają.

Sprawa ma się tak. Postanowiliśmy z Anią, że nie będziemy zmuszać Antka do gry na jakimkolwiek instrumencie. Kropka. Oczywiście teraz byłoby to i tak niewykonalne, ale ustaliliśmy sobie, że mały nie będzie miał żadnego ciśnienia z naszej strony a piszemy to jako wykształceni muzycy. Powodów jest co najmniej kilka, ale zanim opowiemy o nich, kilka przykładów. 

Dzisiaj tylko o tych złych przykładach... w kolejnym wpisie, sprzedamy patenty na to jak zachęcić dziecko do muzyki... ;-)

Muzyka, jako niezrealizowane marzenie rodzica...

- Dlaczego chcą państwo, aby Adaś grał na pianinie?
- Oooo, to długa historia. Ja to grałam na pianinie jak byłam mała, szło mi bardzo dobrze, ale w końcu musiałam wybrać i zamiast grać profesjonalnie zajęłam się czymś innym.
- Aha, czyli żałuje Pani trochę tego, że nie gra?
- No, i dlatego właśnie jak tylko zauważyłam, że Adaś ma genialne zdolności, bo wie Pan, śpiewa, klaszcze, tańczy i uwielbiał takie zabawkowe pianinko, to widzę, że on będzie świetnym muzykiem. Jest przecież taki zdolny.
- A Ty Adasiu chcesz grać na pianinie?
- Nie, ja to bym porysował, albo pograł w piłkę
- Ale Adasiu- wtrąca się zniecierpliwiona mama- Pan przyjechał, pograsz chwile i będzie super.
- Ale ja nie chcę- wtrąca Adaś
- ADASIU!!! No widzi Pan, no jak się nie zmusi, to nic nie zrobi...

Zwykle, po dwóch lekcjach kontakt się urywał. Nie było sensu męczyć dziecka i rezygnowaliśmy z takiej nauki. Wielu rodziców kiedyś grało. Taki był klimat. Ale z naszego punktu widzenia zauważamy, że generalnie zmuszanie dziecka do gry na instrumencie przynosi raczej skutek odwrotny. Jeżeli dziecko nie ma radości z grania, a podczas tych kilku dźwięków, które łaskawie wybrzdąka na pianinie i tak myśli o- łagodnie mówiąc- niebieskich migdałach, to po co ta cała szopka? Uczyć na siłę? Wiele osób przychodziło do mnie później w starszym wieku na prywatne lekcje i mówiło, że dopiero teraz sami z siebie chcieliby pograć, bo kiedyś to nawet próbowali bo rodzice kazali, ale jakoś byli tym tak zniechęceni, że odkładali te instrumenty i nie chcieli więcej grać. Skutek więc jest często taki, że na tyle skutecznie zniechęcamy dziecko, że i tak nic z tego nie wychodzi. Wkurzeni są za to rodzice i dzieci, a przecież nie o to chodzi. Można dziecko delikatnie nakierować, ale, jeżeli widzimy, że wyraźnie jednak nie chce grać, to kupmy mu kredki, farbki, albo inne cuda, byle nie instrument. I jeszcze jedna historia...

- Jak to było fajnie 10 lat temu jak wszyscy graliście na instrumentach
- No, ale to było 10 lat temu...
- No, ale ja to myślałem że zawsze tak będziecie
- Przecież każdy z nas ma pracę, poza tym sam mówiłeś, że muzyk to nie zawód, że nie da pieniędzy, to po co mamy grać, żeby się pokazać?
- No wszyscy znajomi o was pytają, gdzie te dzieci co grały....
- No patrz... a mamy 10 lat więcej, swoje rodziny i kompletny brak czasu na cokolwiek innego niż rodzina i praca

Tak to trochę jest. Rodzice są często zawiedzeni, że dzieci pięćset lat temu grały i się pokazywały- oczywiście za darmo, bo od znajomych przecież kasy się nie bierze... a teraz lipa. No niestety to trochę jest tak, że zmuszanie prowadzi właśnie do tego, że dzieci przestają odczuwać radość z grania i w przyszłości zapominają, że miały styczność z czymś takim jak instrument. A można było rozegrać inaczej, ale o tym w osobnym wpisie.

Chcesz zaszpanować w środowisku? Dziecko grające na skrzypcach jest idealne.

- Tak, to ten Adaś co gra na skrzypcach
- Ojej, to musisz być z niego dumny...
- No oczywiście, Adasiu chodź zagraj nam tutaj.
-Ale no tato, dzieci przyjechały chciałbym się pobawić...
- Nie, no Adasiu, zobacz wszyscy chcą, żebyś zagrał... zrobisz Panu wielką przykrość, jak nie zagrasz...

Wkurzają mnie takie sytuacje, ale niestety wielu rodziców, chce się pokazać. Nie znajdując innej formy, pokazują, że mają dziecko, które na każde zawołanie, jak taka- przepraszam za określenie- tresowana małpka pogra do kotleta. Dziecko chcąc nie chcąc pobrzdąka wkurzone, że rówieśnicy bawią się w pokoju obok, a ono, jak ostatni kretyn musi się wygłupiać i sprawiać radość rodzicom. Zmuszane dziecko nie tylko zaczyna się wkurzać, na to, że nie może się pobawić z rówieśnikami, ale też zaczyna się irytować, że na każdym kroku mówi się tylko o tym instrumencie, wszędzie to pudło musi targać i nie ma z tego nic. Zamyka się w sobie, a rodzice, zabierają mu w ten sposób całą radość grania. To nie jest przyjemność, tylko kara. A chyba miało być inaczej prawda? Szczerze mówiąc, nie byłem jakoś mocno zmuszany do tego, żeby grać na trąbce. Dlatego nie ma dla mnie problemu, żeby teraz wziąć ze sobą trąbkę i gdzieś, komuś coś zagrać. Sam z siebie, czuję czasem potrzebę, i mam ogromną frajdę, że mogę komuś sprawić tym radość. 

Jak leczyć chore ambicje? Wymęczyć dziecko grą na instrumencie...

-Oj Adasiu, coś ci nie wyszło?
- Ale ja już gram godzinę i jestem trochę zmęczony...
- Adasiu, Pani mówiła, że musisz ćwiczyć trzy- cztery godziny dziennie, a Ty dopiero grałeś godzinę, to jeszcze minimum dwie.
- Ale jestem zmęczony, to może zrobię sobie przerwę i pójdę do kolegów na chwilę
- Pójdziesz jak skończysz
- Ale za trzy godziny to już późno raczej będzie
- Nie dyskutuj. Musisz grać

Umówmy się, wielu rodziców przegina. Nie każde dziecko będzie geniuszem to po pierwsze a kolejny polski Rafał Blechacz urodzi się pewnie za kilkanaście, albo kilkadziesiąt lat. Po drugie jesteśmy jako muzycy zwolennikami metody efektywnego ćwiczenia, a nie ćwiczenia "od do". O co chodzi? Logicznie rzecz biorąc, jeżeli dziecko będzie wkurzone, że musi ćwiczyć, to choćby ćwiczyło i pięć godzin dziennie, nic z tego nie wyjdzie. To proste jak budowa cepa. Jeżeli natomiast przerzucimy się z ilości na jakość, to okaże się, że godzina efektywnego ćwiczenia, daje więcej niż 4 odbębnione dupogodziny. Jeżeli dziecko mówi, że jest zmęczone, to dajmy mu odpocząć, ale odpocząć w takiej formie, w jakiej ono chce. Oczywiście też bez przeginania w drugą stronę. Miałem to ogromne szczęście, że moi rodzice co prawda kazali ćwiczyć, ale też miałem czas na wyjście na boisko, do kolegów. We wszystkim był jakiś zdrowy umiar... oczywiście, żeby to zauważyć musiałem do tego dojrzeć.

I jeszcze o ambicjach...

- Dostałem 4 z egzaminu
- A widzisz, co Ci mówiłem... musisz więcej ćwiczyć
- No, ale czwórka to przecież nie tak źle.
- Ale przecież, Ty dążysz do mistrzostwa. To nie powinno cię zadowalać. Czwórka... co to jest?

Oczywiście, najczęściej mówią to Ci, którzy nie mają zielonego pojęcia o instrumencie. Wielu- zwłaszcza Ci, którym jak to się popularnie mówi słoń na ucho nadepnął- najwięcej mówią o osiągnięciu mistrzostwa, o konieczności przeznaczenia większości wolnego czasu na ćwiczenie. Problem w tym, że sami nigdy od siebie nie musieli czegoś podobnego wymagać. To z boku tak fajnie tylko wygląda. Wyjdzie, zagra, uśmiechnie się i pójdzie do domu. W rzeczywistości ćwiczenie w domu, jest mega ciężkie. Zapytajcie jakiegoś znajomego muzyka. Problem jest jeszcze gdzie indziej. Osobiście spotykałem różnych rodziców dzieci chcących grać na instrumencie. Jeżeli tylko pojawiało się ciśnienie, wiele razy nic z tego nie wychodziło. Kiedy mieliśmy czas, spokój nagle okazywało się, że dziecko miało frajdę, rodzic się cieszył a i nam uczyło się znacznie łatwiej... więc mały apel, wyluzujcie, dziecko to nie maszynka.

Aha i jeszcze jedno. Opowiem na koniec krótką historyjkę. Jak jeszcze grałem na skrzypcach, a było to bardzo dawno temu, to moja Mama zabierała mnie i brata zawsze, co roku do kawiarenki swojego znajomego na wielki deser lodowy. Dla mnie to była nagroda za cały rok ćwiczenia, którego nie lubiłem- ba momentami nienawidziłem. Ale to mi wynagradzało- tak jako dziecko byłem jednak w pewnym stopniu materialistą. Szliśmy tam niezależnie od tego, czy dostałem piątkę, czwórkę, czy trójkę, choć nie trójki chyba nigdy nie miałem. Był egzamin? Jest nagroda. Bo dziecko nie gra dla ocen. Ja szczerze mówiąc, miałem na to- jakby to ująć łagodnie... no nie obchodziło mnie czy mam czwórkę, piątkę czy trójkę. Egzamin, to jednorazowy występ, który jest raz lepszy raz gorszy. Życie. Więc kończąc... nagradzajcie swoje dzieci nawet maleńkimi rzeczami. Dla mnie znaczyło, to tyle, co jesteśmy z Tatą, z Ciebie dumni i widzimy, że włożyłeś masę pracy w ćwiczenie... Fajnie nie?

Jesteśmy ciekawi, czy i Wy macie swoje doświadczenia i próbowaliście nauczyć dziecko gry na instrumencie? Dzielcie się swoimi spostrzeżeniami w komentarzach ;-)

Pozdrawiamy
Ania i Mikołaj


Komentarze

  1. Ja uważam, a właściwie z własnego doświadczenia wiem, że zmuszanie dzieci do jakichkolwiek zajęć dodatkowych kończy się tym, że dziecko się bardzo zniechęca... Warto odłożyć swoje ambicje i pozwolić dziecku znaleźć sobie samemu swoją pasję:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja uważam, a właściwie z własnego doświadczenia wiem, że zmuszanie dzieci do jakichkolwiek zajęć dodatkowych kończy się tym, że dziecko się bardzo zniechęca... Warto odłożyć swoje ambicje i pozwolić dziecku znaleźć sobie samemu swoją pasję:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój mąż też był muzykiem, ale nigdy nie zmuszaliśmy córki do gry na instrumentach. Nie garnęła się do tego, chociaż lubiła śpiewać. Dzisiaj, chociaż kocha muzykę, nie będzie się tym zajmować zawodowo, będzie tłumaczem bo lubi to i ma wybitny talent do języków. Gdybyśmy w dzieciństwie zmuszali ją do czegoś, czego nie chciała, zabralibyśmy jej nie tylko dzieciństwo, ale też kto wie czy nie odebralibyśmy jej chęci do nauki czegokolwiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że napisałaś kilka ważnych słów. Czasem, chcemy dobrze, ale przeginając w drugą stronę zabieramy dziecku miłość, do tego co chce robić... ;-)
      Pozdrawiamy ;-)

      Usuń
  4. Mnie i faceta do instrumentów jakoś specjalnie nigdy nie ciągnęło, dzieci jeszcze nie mamy, ale jak już się jakieś w naszym życiu pojawi i zechce grać na czymkolwiek, to przynajmniej wiem, czego nie robić (a pewnie bym robiła, gdyby nie ten artykuł, dziękuję za niego ogromnie i kłaniam się w pas!). Świetny tekst, przystępnie napisany, uniwersalny (rysuję, a na rysowanie też to można przełożyć), a dupogodziny na stałe kradnę do swojego słownika i nawet nie przepraszam. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dzięki za ciepłe słowa... mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze na naszym blogu ;-)
      Pozdrawiam
      Mikołaj

      Usuń

Prześlij komentarz

nasze instagramy

@nasdwojei i @tatanasdwojei