Nas dwoje i... czyli jak podróżować z małym dzieckiem… Madera odkryta.


To nieprawda, że dziecko ogranicza… to nieprawda, że z dzieckiem się nie da… w końcu to nieprawda, że z małym dzieckiem jest się uziemionym, bo zawsze jest ono zbyt małe… czyli na początek odczarowujemy kilka podróżniczych mitów o nieco dalszym podróżowaniu z maluchami. 

„Antek zostaje?”
To była pierwsza reakcja naszych rodzin na nasze wakacyjne plany. Całe szczęście Mikołaj i ja byliśmy zgodni, że nie ma takiej opcji, żebyśmy pojechali gdzieś bez Antka. Fakt faktem, że im bliżej wyjazdu tym coraz częściej zaczęły pojawiać się pewne wątpliwości. Czy mały wytrzyma pięciogodzinny lot na Maderę, jak zniesie start i lądowanie samolotu, czy w końcu jak sobie poradzimy z karmieniem malucha. W rzeczywistości mały zniósł podróż nieźle, przez godzinę stojąc przy oknie i obserwując to co pod nami. Momentami miałam wrażenie, że to Antek jest  bardziej spokojny niż my…
Był też taki moment, że zastanawialiśmy się nad tym, czy sam wyjazd dojdzie do skutku. Podczas jednej z kąpieli zauważyliśmy u Antka wysypkę, której wcześniej u niego nie było. Moja mama stwierdziła, że to może być początek ospy. Ospa, a my za tydzień wylatujemy? Masakra. W nocy spaliśmy jak na szpilkach, a zasypiając każde z nas miało w głowie tylko jedno… czy rano będzie bardziej wysypany? Na szczęście, rano po plamkach nie było śladu, więc z dużym uczuciem ulgi zabraliśmy się za pakowanie.
Od tego momentu nawet nie myśleliśmy, że wakacje możemy spędzić oddzielnie.

Pakowanie… czyli od czego zacząć.
Wiem, że może to trochę zawieje banałem, ale czasem temat potrafi uciec. Zaczynamy od paszportu, albo dowodu osobistego dla dziecka i sprawdzenia dat ważności w swoich dokumentach. A później? Okazuje się to, co zwykle… przecież ja nie mam co na siebie włożyć. Bikini, topy, t- shirty, przydałaby się też spódnica… tyle tego, a został zaledwie tydzień. No, może jeszcze jakieś buty? Z bikini miałam duży problem… stare zaginęły przy przeprowadzce a w sklepach pustki. Na szczęście udało mi się coś wybrać więc nie było aż tak źle... no, a miało być o pakowaniu się z maluchem…
W dużą torbę wrzuciliśmy pieluchy, nosidełko, „nianię”, lekarstwa, obiadki  i ciuszki małego. W jedną podręczną weszły zabawki, mleko dla małego, potrzebne rzeczy w trakcie podróży. W drugiej podręcznej torbie był tablet z bajkami, miliard kolejnych zabawek, które wywołały na odprawie celnej niemały popłoch - Mikołaja torba leciała przez skaner chyba trzy razy i oczywiście chrupki, biszkopty i dwie butelki z wodą. Jak się okazało Antek w trakcie lotu i tak za bardzo zabawkami zainteresowany nie był, ale w razie „w” wzięliśmy wszystko co Antek lubi. Zrobiliśmy jeden duży błąd. W podręcznym nie mieliśmy ciuszków na przebranie dla małego. Co okazało się niemałym wyzwaniem, bo ten podczas startu już był do przebrania. Na szczęście z tym jakoś sobie poradziliśmy, więc nie było najgorzej, ale na przyszłość komplet ciuszków dla małego to niezbędne minimum w bagażu podręcznym… Aha! Oczywiście wózek, który zostawiliśmy przy schodach do samolotu, tam go też znaleźliśmy już po wylądowaniu. 


Podróż czas zacząć, czyli lot samolotem…
Na start i lądowanie warto mieć dla maluchów wodę w butelce, mleko, smoczek czyli cokolwiek, co sprawi, że dziecko będzie spokojne podczas skoków ciśnienia, które towarzyszą wznoszeniu i opadaniu samolotu. Antek trochę pewnie na złość nie poszedł spać w trakcie lotu, więc dostawał biszkopty, mleko, po którym miał spać, ale uparcie zamiast spania chciał i tak patrzeć przez okno w przerwie oglądając sobie, w najlepsze bajki.


 No dobra,  w drodze powrotnej, po kilkudziesięciu minutach noszenia na chwilę zasnął...


Czyli porządkując już, to co napisałam, co zabraliśmy Antkowi w podróż?

Walizka
Bodziaki; koszulki na krótki rękaw; spodenki; długie spodnie; pieluchy; deserki w słoiczkach; mleko modyfikowane; nosidełko; „niania”; piżamki; ręczniki do kąpieli, pontonik do basenu- kupiony na ostatnią chwilę, okazał się jednak strzałem w dziesiątkę… lekarstwa dla malucha

Bagaż podręczny
Dwie butelki wody, paczka mleka modyfikowanego; zabawki, zabawki, zabawki; naładowany tablet z bajkami; naładowany smartfon z bajkami; zabawki; pieluchy na zmianę; wilgotne chusteczki i książeczki; butelki; smoczki.

Cudem okazało się to, że zmieściliśmy się w limicie bagażowym…

Moje naj, czyli dwie najlepsze rzeczy, które wzięliśmy na wakacje.

Nosidełko „Tula”… zdecydowany faworyt. Tula, to takie miękkie nosidełko, które było dla nas… wybawieniem?  Ponad półtoragodzinny spacer po ogrodzie w Funchal, półtoragodzinny spacer po Funchal, do tego godzinne usypianie malucha, długie spacery po Machico… to wszystko, byłoby wręcz niemożliwe do zrobienia bez tuli. Jasne, był wózek, ale generalnie nie wszędzie można było nim wjechać. W sumie, wózek moglibyśmy zostawić w Polsce. Tulę nie!



Pontonik, nie tylko do pływania.
Tak na serio, to szukaliśmy czegoś, w czym mały mógłby pływać w baseniku. Chcieliśmy kupić jakieś dziecięce koło ratunkowe, takie, które by go w najpełniejszym stopniu utrzymywało. Nie znaleźliśmy koła, ale znaleźliśmy mały pontonik. Pontonik, który drugiego dnia spełnił rolę… wanienki. Małemu podobały się obie wersje, bo w pontoniku świetnie się bawił przy kąpieli i podczas zabawy w basenie.

Niania, czyli co robił mały gdy nas nie było w pokoju.
Niania, towarzyszyła nam od samych narodzin. Najpierw używaliśmy jej razem z płytkami monitorującymi oddech malucha. Czyli w skrócie, gdyby tylko u Antka pojawił się bezdech w niani uruchomiłby się alarm. Ale to było na początku. Teraz używamy jej już bez płytek, a ona włącza się tylko w momencie, kiedy mały się przebudza i zaczyna płakać. Wzięliśmy ją w sumie na Maderę w razie „w”, bo szczerze mówiąc nawet nie wiedzieliśmy, czy złapiemy zasięg. Na szczęście, okazało się że bar był w tym samym pionie, co nasz pokój, więc słyszeliśmy co dzieje się u Antka będąc dwa piętra niżej.

Jeżeli macie, rzeczy typu must have dla maluchów piszcie w komentarzach, może przydadzą się przy następnym rodzinnym wyjeździe ;-)

Na koniec jeszcze jedno, maleńka wrzutka z Madery... a jeżeli chcesz dowiedzieć się nieco więcej, na temat tego, jak było nam w trójkę na Maderze, zapraszam już za moment ;-)


Pozdrawiam
Ania

Komentarze

  1. Też wciąż słyszę pytanie czy Michałek jedzie z nami - nieważne czy blisko czy daleko. Zawsze odpowiadamy, że zostaje sam w domu ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyjechałabym tak gdzieś, ale trochę się martwię jakby to było z naszą Córką. Czasem nie znosi jazdy autem do dziadków, więc co by to było w dalszą podróż. No w sumie nie ma co myśleć "co by było", bo przez to nigdy nigdzie nie wyjedziemy. Póki co planuje przyszłoroczne wakacje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też się baliśmy, ale szczerze mówiąc Mały lepiej zniósł podróż samolotem niż my... w przyszłym roku planujemy wyjazd do Chorwacji też pewnie samolotem, ale już się nie martwimy jak zniesie ;-)Torba pełna zabawek, tablet z bajkami powinny załatwić sprawę ;-)
      Pozdrawiamy
      Ania i Mikołaj

      Usuń

Prześlij komentarz

nasze instagramy

@nasdwojei i @tatanasdwojei