#JestTata... o najlepszej przygodzie...


Trzy lata temu rozpoczęła się najpiękniejsza przygoda w moim życiu... Inaczej... W 2011 rozpoczęła się najpiękniejsza przygoda w naszym życiu, której pierwszy owoc zebraliśmy w 2015 roku, kiedy urodził się nasz synek Antek... Dwa lata później urodził się Michaś... i tak się zaczęło...





Tacierzyństwo... Zastanawiam się, od której strony to ugryźć. Bo to nie jest tak, że zawsze wszystko jest cacy. Czasem jest pięknie, a czasem dosłownie padam na pysk ze zmęczenia. Takie są uroki, ja jednak dalej się będę upierał, że Tacierzyństwo jest najlepszą rzeczą jaka mogła mi się przytrafić, choć czasem ciężko jest mi to samemu ogarnąć. 

Pamiętam też, jak rozmawialiśmy sobie z Anią po ślubie o dzieciach... Teraz się z tego trochę śmiejemy, ale kilka lat temu, ciężko nam było sobie wyobrazić, jak damy sobie radę z jednym dzieckiem. Jak pojawił się Antek, stwierdziliśmy, że jedno jest na tyle absorbujące, że z tym drugim, to tak szybko nie będzie. Teraz kiedy już od pół roku jest z nami Michaś, okazuje się, że generalnie dajemy sobie radę, pod każdym względem, a wszystko co się w naszym życiu dzieje jest dobre, czy może inaczej... wszystko to, co się dzieje prowadzi nas w dobrą stronę.

Generalnie jest fajnie, ale to jest też na nas turbo odpowiedzialność. Nie zawsze lubiłem tak na to patrzeć, bo w naszej ludzkiej naturze jest taka forma jakiejś niechęci do jakichkolwiek form zobowiązań, ale też z drugiej strony to poczucie odpowiedzialności sprawiło, że musiał człowiek wydorośleć. Nie mówię, że stało się to za szybko, bo stało się to w swoim czasie, miałem 27 lat... 

Narodziny Antka, to był dla nas trudny czas, ale to był też czas i taki moment w naszym życiu, kiedy nawróciliśmy się. To trzeba powiedzieć otwarcie. Fakt, że nie było z nami tak źle, nie oznacza, że nie potrzebowaliśmy takiego momentu, w którym trzeba było trochę to nasze życie przewartościować. Takiego momentu wstrząsu. Okazało się, że pół roku po urodzeniu Antka, zmieniliśmy w swoim życiu praktycznie wszystko. Przeprowadziliśmy się, ja zmieniłem pracę, w sumie to dokonaliśmy rewolucji. Z perspektywy czasu, widzę, że  w zasadzie wszystko to, czego się baliśmy, czego nie byliśmy pewni okazało się strzałem w dziesiątkę. 

Weźmy pierwsze z brzegu. Jak studiowałem, patrzyłem z ogromną zazdrością, na facetów, którzy każdego dnia zasuwali do pracy w garniturach. Ja jechałem w jeansach, do średnio nazwijmy to płatnej pracy, z fatalnym szefem i czułem rosnącą we mnie frustrację. Sam sobie tłumaczyłem, że po studiach na Akademii Muzycznej, jest ciężko. Teraz kiedy to piszę, sam codziennie wbijam się w garnitur i mam pracę, która jest dobrze płatna i jest do tego spełnieniem moich marzeń. Gdyby ktoś mi powiedział trzy lata temu, że tak będzie popukałbym się w głowę i zapytał bym go czy dobrze się bawi. 

Zmiany są spoko i jeżeli na serio zaufasz okazuje się że nie ma czego się bać...

Zmiany, które wnosi do rodziny dziecko (nie tylko to pierwsze) są ogromne. Ale nie są one niemożliwe do ogarnięcia. Jasne, że trzeba to wszystko przegadać i poukładać po swojemu, ale one sprawiają, że małżeństwo, czy sam związek idzie do przodu... Nasz poszedł na tyle do przodu, że pojawił się Michaś i choć początkowo się mega baliśmy, jak to będzie z dwójką, to znowu widzimy, że to wszystko stało się po to, by było dobrze. W dużej mierze jest to zasługa Ani, która wzięła na siebie turbo wysiłek ogarnięcia tej dwójki (a, czasem jak na facetów przystało trójki) maruderów i to Ona głównie jeździ z dzieciakami po Poznaniu, ale ja staram się każdego dnia dokładać od siebie tyle ile potrafię. To właśnie dlatego codziennie staram się wychodzić jak najszybciej z pracy i lecę do domu, nie dlatego bo Ania będzie się wkurzać, ale dlatego, że kocham swoją rodzinę i chcę dać każdą swoją minutę właśnie naszym dzieciakom i Ani. 

Dlatego właśnie chciałem trochę o tym napisać, bo widzę, że coraz bardziej gdzieś nam to zaczyna uciekać. Miałem też taki okres, że praca pochłonęła mnie na tyle, że gubiłem to co najważniejsze. Wracałem po dziewięciu godzinach do domu i zamykałem się dalej w papierach, książkach, wykresach.Chłonąłem wszystko. O giełdzie, funduszach, ekonomii, makroekonomii, ustawach... tego było mega dużo, a ja chciałem nadrabiać zaległości. W końcu, mając już wiedzę to koło wciąż się nie zamykało. W końcu, w którymś momencie musiałem sobie powiedzieć stop. Ok, to był i jest nadal element mojej pracy, ale w którymś momencie zacząłem mocno przeginać. Mały Antek bawił się obok, a ja czytałem... Właśnie dlatego postanowiłem to zmienić.


PS. Oczywiście zdjęcie zrobiła nam Sylwia Olejniczak z Magia Obiektywu...



Komentarze

nasze instagramy

@nasdwojei i @tatanasdwojei