Wracamy do źródła...



Ten blog był już otwierany na wiele możliwych sposobów, bo miałem pierdyliard pomysłów na niego. Prawda jest jednak taka, że zawsze najlepiej czułem się pisząc dłuższe formy. Druga kwestia jest też taka, że dość długa przerwa wywołała u mnie masę przemyśleń, powrotów, zwrotów i potrzebę powrotu do czegoś, co mi osobiście pomagało. Czas więc wrócić do źródeł. 

Zaczynałem od tego, że chciałem, żeby ten blog był bardziej tekstowy niż fotograficzny. Późnej był moment, że chciałem odwrócić nieco to wszystko, ale obojętnie czego bym nie robił, to cały czas treści były dla mnie najważniejsze. To wszystko co dzieje się obecnie sprawia, że pisanie niektórych rzeczy wprost wydaje mi się jeszcze bardziej istotne. No i nie, nie chodzi mi o to, że mamy teraz naparzać się wzajemnie i wdawać w jakieś słowne zemsty, bo tego mamy kompletnie za dużo. Za dużo.

W niedzielę, kiedy zaczęła się przemoc fizyczna wobec kościoła katolickiego (tak, to akurat trzeba nazwać po imieniu) poczułem się kompletnie zagubiony. Pierwszy raz od dawna poczułem się tak kompletnie rozbity. Takie momenty sprawiają, że wtedy właśnie wracam w to miejsce, w którym czuję się bezpiecznie. W miejsce, w którym mogę się zamknąć i wyciszyć. Wracam do Słowa i wracam do większego wyciszenia. 

Wierzę, że to Słowo jest absolutnie wciąż jest żywe i widzę też, jak bardzo brakuje tego Słowa w kościele. Są takie granice, których ani jedna, ani druga strona nie powinny przekraczać.  Z jednej strony agresja i przemoc fizyczna, z drugiej od dawna słyszalne w Kościele polityczne agitowanie i bezmyślne straszenie LGBT-ami. To jakiś absurd. Czy my na serio nie możemy w końcu zająć się sobą? Czy do jasnej cholery, nie możemy raz na zawsze zająć się sobą, zamiast wiecznie wyszukiwać sobie wrogów? 
jasne agresja lewicowych środowisk, nie jest czymś, wobec czego mamy przechodzić obojętnie, ale też nie dajmy się wciągać w dyskusje, na zasadzie idiotyzmów, że gender jest odpowiedzialne za całe zło tego świata. 

Niestety, ale z jednym mogę się zgodzić, że mój kościół wiele razy błądził, co może złościć i podsycać antyklerykalne nastroje. Nie usprawiedliwia to absolutnie fizycznej agresji, skowytu pod kościołami, przeszkadzania w Eucharystii, zwłaszcza w momencie, kiedy tej Eucharystii tak bardzo potrzebujemy, ale mamy sporo do nadrobienia. Są w Kościele absolutnie fantastyczni kapłani, są kapłani średni i są słabi. Jak w społeczeństwie. Święcenia kapłańskie nie są automatycznym zagwarantowaniem świętości i nie są jakimkolwiek nadzwyczajem, ale zobowiązaniem. Tak jak z ojcostwem. To nie jest jakieś dogmatyczne uświęcenie, ale zobowiązanie do wychowania maluchów, które zaraz będą pełnoprawnymi obywatelami. A i jak już jesteśmy przy tych księżach... no i nie zwalajmy też wszystkiego na kapłanów. Kościół jeżeli traktujemy Go jako wspólnotę jako "powszechny", to chyba również my jesteśmy za Niego odpowiedzialni, prawda? 

Dzisiaj będzie krótko, bo jest jeszcze jeden aspekt. Nie, nie mam zamiaru stawiać się nad kimś i pokazywać jakieś swoje heroiczne zachowanie, ale chciałem po prostu pokazać jak ja podchodzę do wielu tematów, dlaczego mam takie podejście a nie inne, skąd wynika tak stanowcze opowiedzenie się za czymś. Nie zawsze będzie to łatwe, czasem pewnie będę starał się przekonać samego siebie do wielu rzeczy, bo sam często mam wątpliwości. Czasem też będę starał się sobie samemu coś wytłumaczyć, coś zrozumieć, bo tak jak w każdej normalnej relacji ludzkiej jest coś, co może się nie podobać, a wolność daje mi takie prawo, że mogę o tym mówić. Na ile głośno, na tyle głośno, bo pewnie ta głośność jest znikoma, ale jednak uważam, że każdy głos ma prawo się pojawić. 

 W sumie więc to tyle bo miało być dzisiaj tylko tytułem krótkiego wstępu, więc do zobaczenia :-)

Mikołaj






Komentarze

nasze instagramy

@nasdwojei i @tatanasdwojei