Czym jest dla mnie bycie tatą? Czym macierzyństwo mojej żony... męskie notatki po osiemnastu miesiącach


Cześć. Pewnie pora się przywitać. Jestem Mikołaj, mam 28 lat, jestem dumnym ojcem mojego synka i szczęśliwym mężem mojej żony. Może zastanawiasz się, co ja tu generalnie robię- bo zamysł był taki, że blog będzie Ani- a może czytasz nas pierwszy raz, to tym lepiej. 9 miesięcy ciąży, czas oczekiwania na najmniejszego członka naszej rodziny, moment narodzin, osiemnaście miesięcy życia brzdąca to już chyba wystarczający czas, na kilka myśli o ojcostwie.


Wiesz, co jest dla najwspanialszym uczuciem? Stoję właśnie nad łóżeczkiem Antka i patrzę jak spokojnie sobie śpi. Ten wulkan energii, mały terrorysta, który łazi po każdym, jak tylko się obok niego położy, piszczący co chwilę, jak tylko chce na siebie zwrócić uwagę tak spokojnie śpi.

Szczerze mówiąc, czasem jestem zmęczony. Ale to szybko przechodzi. Przechodzi, kiedy tylko na twarzy Antosia pojawia się uśmiech, albo kiedy z płaczem przylatuje do mnie i uspakaja się kiedy tylko go wezmę na ręce. To jest taki moment, kiedy jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo jestem ojcem. Nie mówię, że jest to wszystko takie łatwe i przyjemne, bo wielu momentom towarzyszy strach o zdrowie Antka, czy strach o jego prawidłowy rozwój. Ale teraz nie o tym.

Pewnie że są momenty, kiedy chciałbym rzucić to wszystko w cholerę, i nie ma się czego wstydzić. Normalne ludzkie uczucie, ale tak jak mówiłem. Nagle przychodzi moment, w którym to uczucie w oka mgnieniu się zmienia i nabiera się jakieś niezrozumiałej energii do działania i życia.

Antek to taka mała istotka, która wysysa energię, żeby później jednym uśmiechem doładować ją do jakichś niebywałych wręcz pokładów.

No dobra. W sumie po tym całym wstępie przyszła pora, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, czym jest dla mnie ojcostwo. Szczerze mówiąc to wydawało mi się, że szybko uporam się z odpowiedzią na to pytanie, ale tak łatwo nie jest.


Ojcostwo jest dla mnie spełnieniem marzeń i najważniejszą moją misją.

Ale, moment. Cofnijmy się o kilkanaście miesięcy...

Szczerze mówiąc nie byłem jakoś specjalnie zaskoczony, że spodziewamy się dzidziusia, bo dość długo na niego czekaliśmy. Jednak te kilka miesięcy jakie były przed nami pozmieniały bardzo dużo, choć jak się później okazało prawdziwe tsunami dopiero miało się przetoczyć przez nasze życie. Te miesiące mijały i mijały, a my zamiast się wysypiać i odpoczywać, przepuszczaliśmy czas przez palce. Jedna dobra rada na czas ciąży. Na serio... wyśpijcie się. Tego przez pierwsze miesiące życia malucha będzie wam brakować.



Później badania, długie rozmowy o tym co przed nami i nagle- szybciej niż się spodziewaliśmy- 7 marca, w dzień przed dniem kobiet urodził się Antek. Już wiem, że dla Ani to był właśnie najwspanialszy prezent. W sumie, jakby nie patrzeć prezent częściowo ode mnie.
No i wróciliśmy do domu... to był w sumie taki moment, kiedy oboje chcieliśmy już zostać sami, bez rodzin, ale z drugiej strony kiedy zamknęły się drzwi za moją mamą, poczułem się jakoś totalnie zagubiony i bezradny. Pamiętam, pierwszą samodzielną- choć to chyba za duże słowo- zmianę pieluchy. To trwało w nieskończoność, byłem cały spocony i przeżywałem to chyba jeszcze kolejne pół godziny. To też taki moment, żeby na chwilę urwać wątek. Jedna dobra rada. Wiem, że chwila narodzin, to taki czas, kiedy wszyscy chcą być z wami. Ale to jest właśnie ten moment, w którym musicie być egoistami a zwłaszcza my jako faceci musimy to wziąć na klatę. Pierwsze dni są wymagające i warto, żebyście te dni spędzili w jak największym stopniu sami w trójkę... sami siebie się nauczyć, bo czwarta czy piąta osoba może tylko namieszać. A to w tej chwili jest wam niepotrzebne. 



Wracając do naszego pierwszego przewijania... teraz się z tego śmiejemy, bo w drodze na Maderę nie dość, że jedną ręką zmieniałem pieluchę w samolocie, to w między czasie, niemalże drugą, prałem spodenki, które Antek pobrudził, a i jeszcze brzuchem trzymałem małego, który usilnie próbował dorwać się do papierowych ręczniczków, które leżały kilka centymetrów za przewijakiem.

Był też taki moment, że trochę, żałowaliśmy, że przed narodzinami Antula nigdzie praktycznie nie wyjeżdżaliśmy na wakacje tylko we dwójkę i teraz to już generalnie sobie nie pojeździmy. Ale trochę wbrew temu, to właśnie z maluchem byliśmy na naszych najlepszych wakacjach... można? Zresztą, pamiętam też rozmowy ze znajomymi. Spodziewacie się dziecka? No, to teraz dopiero będzie przerąbane... Nie wyśpicie się, będziecie wiecznie zmęczeni itd. Okazało się, że od półtora roku nie mieliśmy ani jednej nieprzespanej nocy, a na palcach dwóch rąk zliczę, noce, kiedy bąbel budził się około czwartej rano i usilnie nie chciał zasnąć.

Dobra. Klepnęliśmy kilka pierwszych tematów. A to dopiero początek.

Co teraz? Hmmm. W sumie to się zgubiłem i uleciał mi wątek.

Generalnie rzecz biorąc, od półtora roku obserwuję jak Ania spełnia się w roli Mamy. Fajne uczucie, bo widzę, że jest szczęśliwa. Doskonale pamiętam, jak się popłakała, kiedy bąbel raczkując kilka miesięcy temu powiedział mama. To był jeden z piękniejszych momentów i widziałem w jej oczach taki błysk, jakiego dawno nie widziałem. Ale wiem, też że bycie z maluchem kosztuje ją wiele energii i nerwów. Bo to właśnie tak trochę jest. Ja wychodzę do pracy Ania zostaje w domu. Jak wracam wita mnie uśmiechnięty od ucha do ucha Antek i wykończona Ania. To właśnie ta chwila, w której zrzucam garnitur przebieram się w dresy i zajmuję się Antkiem. Różnie mi to wychodziło i trochę czasu mi zajęło, żeby zrozumieć, że moja forma zajmowania się synkiem jest raczej nieodpowiednia. Dlatego pracuję nad sobą, żeby kreatywniej spędzać z Antkiem czas, który mamy dla siebie.



Kiedyś, no dobra w pierwszych tygodniach bycia we troje, wyobrażałem sobie, że to dobrze, że Ania zostaje w domu, bo będzie miała czas na odpoczynek z małym... jaki odpoczynek? Może rzeczywiście, na samym początku. Teraz? 6 rano. Antek stoi w łóżeczku. Biorę go i jak tylko wyląduje w naszym łóżku, leci do mamy daje buziaka i zaczyna się wędrówka. Przeze mnie gorzej, bo musi naokoło. No to zaczyna wchodzić na Anię. I tak cały dzień. Chwile się pobawi i pisk. No to reaguje Ania... ale też widzę, że są takie momenty, które wynagradzają cały trud Ani. To są momenty uśmiechu i momenty, kiedy leci przez pół pokoju i woła "mama; mama; mama". Widzę, że Ona jest szczęśliwa. A to jest dla mnie teraz najważniejsze. Jeżeli Antek i Ania są szczęśliwi, to mi nic więcej nie jest do szczęścia potrzebne.

Jesteśmy też ciekawi czym dla was jest rodzicielstwo? Piszcie w komentarzach...



Mikołaj

Komentarze

  1. To nie jest przykład: czym jest dla Ciebie rodzicielstwo. To jest przykład doceniającego żonę męża :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

nasze instagramy

@nasdwojei i @tatanasdwojei