#Adwent2017 Ale ze mną to chyba nie jest tak źle...


Niedawno coś tam wspominałem o  nawróceniu. Teraz taka sytuacja... idę do pracy i zastanawiam się nad tym co napisać. Właśnie Spotify "wybrało" dla mnie Highway to hell... Przypadek? No way... i to bardzo konkretnie. 



I jak to jest z tym naszym życiem? Z moim wydawało mi się jest całkiem nieźle. W końcu się staram. Ani nie zabijam, ani nie kradnę (nawet skończyłem ze ściąganiem płyt z chomika), staram się być co niedzielę w Kościele, modlę się codziennie, czytam Hołownie, słucham ojca Szustaka i jeszcze do tego staram się przeczytać choć fragment z Pisma Świętego ( od Tego w sumie powinienem całą literacką wyliczankę zacząć)  i mówię praktycznie codziennie różaniec... To chyba jest nieźle? No właśnie jakby spojrzeć tak szerzej to jest właśnie tylko nieźle, ale do dobrze brakuje mi bardzo dużo.

Kiedy czuję się lepszy...

Tu nie chodzi w tym wszystkim, żeby nie zabijać (choć to ważne) i być z tego powodu szczęśliwym. Zauważyłem że mam problem z czymś innym. Nie chodzi tu tylko o traktowanie Dekalogu, ale o takie rzeczy całkiem może prozaiczne, ale kształtujące moją codzienność.

Mam problem z lubieniem (może powinno być kochaniem w Biblijnym kontekście) ludzi w sensie lokalnym i globalnym. Takim bezwarunkowym. Dużo łatwiej jest mi kogoś zgnieść i zdeptać niż bezwarunkowo przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Mam też problem ze stawianiem siebie na pierwszym miejscu. To jest w gruncie rzeczy paskudne, ale docześnie bardzo przyjemne. Taka sytuacja. Ile razy miałem tak, że zamiast wstać i ogarnąć dookoła bałagan, zrobić śniadanie Ani i starszemu Dziecku wolałem dospać jeszcze chwilę albo zamknąć się w swojej skorupie i scrollować sociale... przecież się należy. Bo taki czlowiek zarobiony. W sumie wychodziłem z domu i miałem cholernego kaca, że nic w domu nie zrobiłem. A mogłem ten dzień zacząć zupełnie inaczej.

Do tego dochodzi jeszcze taki kokon nieomylności dogmatycznej. Mając w sobie czasem totalny bajzel, czy zwyczajny kryzys Wiary nie mam jednocześnie problemu z zjechaniem kogoś kto zwyczajnie się potknie. Bardzo łatwo jest mi wytłumaczyć samemu przed sobą swoje wywrotki, a nie przyjmuję do siebie że ktoś obok ma dokładnie to samo prawo. Szybko oceniam. Przecież mi wolno.

Wracam do domu. Znowu leci Ac/Dc (i nie, nie mam playlisty z kilkunastoma wersjami Highway to hell), kucze jednak nie jest dobrze. Najwyższa pora się nawrócić.

Zadanie na dziś. Spójrz na swoje życie i zastanów się czy to nie jest właśnie ten moment, żeby się nawrócić? Ja zaczynam od teraz...

See You

Mikołaj.

Komentarze

nasze instagramy

@nasdwojei i @tatanasdwojei